poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Początek sezonu po hiszpańsku

Montellano - momentami bylo tłoczno ale dzień był rewelacyjny


Lot nad Sierra de Lijar naczelną góra w Algodonales

Startowisko w Tebie, czyli jak to się robi kiedy mocno wieje

Hej.
Byliśmy i wróciliśmy, wszyscy, cali, niektórzy lekko obici (nie mylić z opici) ;)
Na marcowym wyjeździe mieliśmy pełną paletę warunków od kapryśnej zimy do gorącej wiosny z temperaturą do 28 stopni.
Zaczęło się słabawo, deszcz, zimno, w dodatku dolecieliśmy o północy, a to nie jest najcieplejsza pora doby. Pakowanie do pojazdów i szybka jazda do Algo i juz o drugiej w nocy mozna sie bylo zakopać pod kołdrą.
Jeśli byliscie w Hiszpanii to wiecie jak sie tam buduje domy, zero ocieplenia, okna nieszczelne i jednoszybowe. Pewnie budowa domu kosztuje połowe taniej niz u nas, ale za to co zimę, szczególnie w górach, Hiszpanie sie dziwią dlaczego marzną im palce u nóg? Tak więc przez pierwsze dni dodatkowe kaloryferki były w użyciu.
W zwiazku ze słabymi prognozami w Algo ruszyliśmy zaraz następnego dnia do Almunecar, nad morze, a dokładniej do Otivaru. Tam juz mieliśmy wypuścić przedskoczka, kiedy wiatr sie odwrócił i bylo po lataniu. Za to kolacja na plaży, rewelka. Następnego dnia udało nam sie zrobić loty z górki na pazurki na plażę w Almunecar jako rozgrzewkę przed lataniem w kolejne dni... Niestety musieliśmy zakończyć wcześniej, bo... znowu zaczęło padać.
Kolejne dni to El Bosque z podstawą 150 metrów nad startem, ale za to z lataniem żaglowo-termicznym. Potem Teba z lataniem żaglowym przy silnym wietrze, wiec spore wysokosci były. I na zakończenie pierwszego tygodnia niepozorna górka w Montellano zadziałała niesamowicie. Na początku żagielek, ale jak słońce przygrzało to mieliśmy porządną termikę, a lokalesi nawet urwali sie na przeloty (ze 150 metrowej górki). Jeden kursant, Piotrek, wisiał 6 i pół godziny w powietrzu dzięki swojej zapobiegliwości. Zabrał zapas wody i kanapki. To się nazywa być dobrze przygotowanym i oczywiscie mieć talent do latania.
Piątek w Montellano był naprwdę piękny, słoneczny i ciepły. W kolejne dni bylo coraz cieplej i wreszcie można byo wyłaczyć grzejniki i założyć koszulki z krótkim rekawem.
Weekend był niesamowity. Nasuwajacy sie wyż zagwarantował dobra pogodę ze słabym wiatrem. Mimo inwersji na jakichś 1600 metrów (600m nad Lijar) dało się latać do bólu. W dodatku w weekend jest wymiana turnusów i na starcie wbrew pozorom jest luźniej, bo są prawie tylko miejscowi piloci. Ciepełko i kilka godzin lotu bez odmarzajacych palców. To sie nazywa dobry weekend.
Niestety w poniedziałek zaczęło dmuchać i o ile w sam poniedziałek po 15 dało sie polecieć i latać do wieczora, to od wtorku już było pozamiatane. Wiatr w okolichach 10-17 m/s i to z kierunku który nie bardzo dawał alternatywę.
Tak więc końcówka wyjazdu niezbyt lotna, za to sloneczna i ciepła, z temperaturami ponad 20 stopni.
We wrzesniu jedziemy znowu do Hiszpanii, do Ager na północy. A w listopadzie kolejny wypad do Algodonales. Tym razem mamy juz zarezerwowany domek specjalnie docieplony i z kominkiem :)

Trochę zdjęć uczestników z pierwszego tygodnia znajdziecie w galerii Ani - tutaj
Wkrótce dodamy też zdjęcia do naszej galerii na Picasie.
Wysokich lotów i zapraszamy na kolejne wyjazdy.

ps. Jakbyście słyszeli że we Francji pracownicy lotnisk strajkują to niech nie budzi się w was przypadkiem współczucie dla biednych uciemiężonych robotników. Te obiboki dwa razy zgubiły nasze bagaże podczas przesiadki w Paryżu. W pierwszym i drugim tygodniu wyjazdu. Na szczęście sprzęt się znalazł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz