wtorek, 26 czerwca 2012

Francja? Bułgaria? Włochy!

Norma - widok ze startowiska
Nie, nie. To nie typy na mistrza Europy w piłce nożnej. To wywołane warunkami pogodowymi zawirowanie planistyczne naszego czerwcowego wyjazdu, który miał być wyjazdem do Francji, przez chwilę do Bułgarii, a ostatecznie skończyliśmy w starych (by nie rzec antycznych), poczciwych Włoszech. Można by przypuszczać, że ta kolebka cywilizacji europejskiej cały czas przyciąga... ale tak naprawdę, to o wszystkim zadecydowały prognozy pogody. Jak zwykle.
Pierwszym celem była Norma. Niewielka miejscowość w regionie Lacjum (Lazio) godzina jazdy na południe od Rzymu. Miejsce odwiedzane przez paralotniarzy raczej w lutym niż w czerwcu, ale ... no własnie, prognozy. Norma okazała się strzałem w dziesiątkę. Co prawda z Warszawy jest tam prawie 1900 km, ale było warto. Dojazd rozbiliśmy na dwa dni z noclegiem nad północnym Adriatykiem. Niestety opady deszczu nie zachęciły do nocnej kąpieli. Po dojechaniu na miejsce i zainstalowaniu się w hostelu w Sermonecie mieliśmy 4 lotne dni. Co prawda superlotne były 2, pierwszy i ostatni, ale ku naszemu zaskoczeniu dwa dni w środku, z silnym wiatrem, również dały polatać wieczorem na żaglu nad Normą. 
Norma z góry
... i od środka (foto Jarek S.)
A jak nie dało się latać pluskaliśmy się w... zaraz jakie to morze... Tyrreńskie! Słone jak diabli. Pływanie czy choćby przekomarzanie się z falami morskimi zawsze jest miłym przerywnikiem w lataniu. Tylko trzeba uważać ze słońcem w czerwcu. Chwila nieuwagi i potem nie można założyć plecaka z glajtem na poparzone ramiona.
Po wielu godzinach wylatanych w Normie i nawet jakichś skromnych przelotach przebazowaliśmy się do Asyżu. Asyż leży na wzgórzu, które znajduje się u podnóża wielkiej fantastycznej góry Monte Subasio. Subasio to góra marzenie, z wielkimi trawiastymi startowiskami na prawie wszystkie strony świata.
Monte Subasio 1290 m n.p.m.
Asyż z góry
...i z dołu
Deniwelacja do lądowiska zachodniego około 1000 m. Słaby wiatr pozwolił nam polatać w fantastycznej scenerii Umbrii. Wysoka wyeksponowana góra, czyli trzeba się spodziewać tam często silnego wiatru. Ale jak jest blisko centrum wyżu i jest dobra pogoda do latania, to znajdziecie tam na pewno lokalnych pilotów.
Dwa dni na Mte Subasio, zwiedzenie rozgrzanego do czerwoności Asyżu przy 32 stopniach, włoskie lody i zgodnie z planem przemieszczamy się na północ. Po drodze szybka kąpiel w jeziorze. Za darmo. Obraziliśmy się na kempingowy basen, bo nie dosyć że płatny to jeszcze trzeba było sobie kupić czepki. Ale poza tym incydentem czepkowym, kemping w Asyżu jest godny polecenia, i mają tam bardzo smaczną pizzę.
Kolejny przystanek - Bassano. Ostatni dzień latania w Bassano przy inwersji na 1200 m zakończony zakupami w winnicy i pyszną pizzą w Abazzi. I gdyby jeszcze nie ta porażka z Czechami... No ale trudno. Z nosami na kwintę wracamy do Polski, ale jak tylko udało się zapomnieć o piłce nożnej to wróciły fajne wspomnienia z całego tygodnia latania. A resztę niech powiedzą zdjęcia.

Mar Tirreno (foto. Jarek S.)
Dolina na zachód od Mte Subasio
Asyż
Monte Subasio (u góry)
Startowisko zachodnie, nieco zamulone ;)
Subasio startowisko zachodnie
Zapraszamy na kolejne wyprawy. Wysokich lotów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz