Hej.
No to wreszcie wróciliśmy z małymi przygodami :) Przy międzylądowaniu w Paryżu czarny jak smoła CB zmusił pilota do przerwania podejścia do lądowania w ostatniej chwili.... brrr...
Ale cały wyjazd był udany i to chyba nie tylko moje zdanie.
Od razu powiem że pogoda nie była tak fantastyczna jak sie zanosiło przed wyjazdem, ale kilkoro ludzi z zapałem do latania i dobrymi humorami, a w dodatku w takim miejscu jak Hiszpania nie może się źle bawić.
Zaczęliśmy od nocy w Barcelonie. Winko i spacer po plaży. Noc w hardcore'owym hostelu, którego nazwy nie wspomnę, bo nie warto ;)
Po śniadaniu zjedzonym przy kawiarnianym stoliku w słoneczny poranek na barcelońskiej ulicy i spacerze po mieście wsiedliśmy w dwa Defendery i ruszyliśmy w góry. Te auta są naprawdę wyjątkowe :) Na autostradzie się niemal rozlatują, ale dawały rade wwozić nas codziennie na startowisko prawie 1000 metrów nad dno doliny.
Pogoda poprawiała się z dnia na dzień i ostatnie dwa dni dało się nieźle polatać jak na koniec października.
Więcej fotek z latania jak ogarniemy sie po wyjeździe.
Będzie mi brakowało wspólnych śniadań z hiszpańskim słońcem na plecach... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz